Kiedy piszę te słowa, zmagamy się w naszym kraju (dodajmy, że dotyczy to też innych państw europejskich) z tzw. atakiem zimy.
Choć obrona jest pełna determinacji, mróz wraz ze śniegiem ciągle przeważają. By stało się zadość tradycji, oczywiście atak zimy był zaskoczeniem (zwłaszcza, jak się zdaje, dla drogowców), choć dla porządku warto przypomnieć, że aktualną porą roku wciąż jest zima. Wspominam o tym dlatego, że mocne wejście tej pory roku to kolejne doświadczenie, z którym przyszło nam się zmagać w ostatnich miesiącach, i pragnę zauważyć, że choć w naszym społeczeństwie nie brakuje przejawów naturalnego (ponoć zwłaszcza dla Polaków) „buntu” czy też swoistej przekory, to chyba jednak stajemy się w konsekwencji pandemicznych zakazów i wytycznych mimo wszystko bardziej zdyscyplinowani niż dotychczas. Dobrze, dobrze, może to nie jest dyscyplina w wersji – nazwijmy to umownie – „azjatyckiej” (choćby znana z Japonii), ale jednak coś jest na rzeczy. Przykładowo, oto autentyczna scenka z jednego z miast naszej diecezji – jest poranek, centrum, ludzie spieszą po ośnieżonym chodniku do pracy, na zakupy, nagle ich marsz zostaje „przecięty” przez czerwone światło i kolejowy szlaban – zatrzymują się, ja też. Czekając na ponowne otwarcie, oglądam się za siebie, za mną stoją inni piesi w dość „zgrabnym” szeregu, pojedynczo, może z dziesięć osób, w dość równych odstępach (3-, 4-metrowych), w maseczkach – ot wzorcowy „dystans społeczny” smutnego lutego 2021 roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.