Mija 30 lat od śmierci franciszkanów o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego. Pierwszych beatyfikowanych polskich misjonarzy męczenników wspominano 8 sierpnia w parafii ich zakonnych współbraci.
Jestem dumny, że mam takiego kolegę i przyjaciela. Czekamy i modlimy się o ich kanonizację – mówi o. Witold Kuźma OFMConv., który znał osobiście dzisiejszych błogosławionych. – Nigdy nie pomyślałem, że będę miał do czynienia z męczennikami, w najśmielszym scenariuszu wydawało mi się, że będą po prostu realizować taką pracę jak każdy z nas, jako kapłani i zakonnicy – dodaje. O. Zbigniewa spotykał we Wrocławiu, gdzie przyszły misjonarz przez pół roku przygotowywał się do wyjazdu do Peru. Z o. Michałem znajomość była dłuższa. – Znałem go prawie14 lat, bo byłem z nim w niższym seminarium duchownym, a później byliśmy razem w wyższym seminarium. To był Góral, a więc człowiek uparty, ale ta upartość pomagała mu w życiu i w realizowaniu się jako kapłan. W jednym z listów napisał, że jeśli nie pojechałby na misje, zostałby w Polsce, ratować życie nienarodzonych – dodaje.
O. Witold opowiada o życiu i posłudze męczenników, nawiązując do słów z ich prymicyjnych obrazków. – Mottem o. Zbigniewa były słowa naszego franciszkańskiego zawołania: „Pokój i dobro!”. Wydaje mi się, że przez całe życie był człowiekiem pokoju i dobra. A o. Michał miał na prymicyjnym obrazku słowa: „Któż jak Bóg!”, zawołanie św. Michała Archanioła, księcia wojsk niebieskich. On sam może nie był takim „militarnym” człowiekiem, ale był człowiekiem dobrym, wytrwałym – wspomina.
W homilii podczas sprawowanej tej niedzieli Mszy św. o. Stanisław Czerwonka, gwardian klasztoru i proboszcz parafii, przypomniał wiernym historię męczenników-misjonarzy. – Gdy wstępowali do zakonu, w podaniu o przyjęcie napisali o swoim pragnieniu udania się na misje – mówił. – Pracowali w peruwiańskim miasteczku Pariacoto i w okolicach nie mających stałego duszpasterza od ponad 20 lat. Zdawali sobie sprawę, że podejmują się poważnego wyzwania. Obsługiwali parafię z 72 kaplicami rozrzuconymi wysoko w Andach. Ludzie z wdzięcznością przyjmowali franciszkanów udzielających sakramentów, katechizujących, wspomagających chorych, zajmujących się działalnością charytatywną. W owym czasie Peru było naznaczone piętnem terroryzmu. Misjonarze głosili królestwo Boże, a terroryści z komunistycznej organizacji Świetlisty Szlak – królestwo ziemskie. Zabili ponad 30 tys. ludzi. 9 sierpnia 1991 r. misjonarze swą postawą dali świadectwo Chrystusowi. Na kilka dni przed śmiercią o. Michał powiedział: „Jeśli nas zabiją, pochowajcie nas tu”. Chcieli być z ludźmi w swojej parafii. Ich prośba została spełniona, a na ich grobie umieszczono napis: „Mocni w wierze, płonący miłością, posłańcy pokoju aż do męczeństwa” – opowiadał.
(obraz) |