Wszystko jakby lekko ucichło. Skończył się trochę gwarny i migający światełkami okres Bożego Narodzenia.
Jeszcze przez chwilę szopki i choinki zostają z nami, ale właściwie już nie towarzyszą nam choćby relacje ze świętowania tego czasu w naszej diecezji. Powoli wracamy do zwykłego rytmu.
Lubię myśl, że nasze życie rozpięte jest między tym, co codzienne i zwyczajne jak chleb, a tym, co wyjątkowe i niecodzienne – jak wino. Wino i chleb – jakby obraz życia, jego dynamiki. Ciągle mam poczucie, że liturgia nam to oddaje i przypomina. Radość świętowania czasu Bożego Narodzenia w Zielonej Górze to także zielonogórskie kolędowanie, które od lat odbywa się 6 stycznia w parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w centrum miasta. Tak było i w tym roku. Wyjątkowo nie mogłam pójść tam osobiście, ale ponieważ było transmitowane, to uczestniczyłam w nim zdalnie. Złapałam się na tym, że co roku, przy okazji tego wydarzenia, towarzyszy mi ta sama myśl – to nie tylko wydarzenie kulturalne czy religijne, ale też, a może głównie, społeczne i wspólnotowe. Oglądając kolędowanie na odległość, na monitorze, co chwilę uśmiechałam się, widząc znajome twarze – po obu stronach mikrofonu. Nawet nie chodzi o to, czy znamy się osobiście, ale o to, że to wydarzenie gromadzi ludzi, a czas powoli buduje wspólnotę. Z kolei doświadczenie wiary we wspólnocie pobudza do świadectwa. I może o to chodzi w tym czasie codziennym, czasie powszedniego chleba, by opowiedzieć innym o Emanuelu – Bogu bliskości, który nie tyle zmienia okoliczności, ile nasze serca, a one dzięki temu mogą doświadczać codzienności na nowy sposób.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się