Ksiądz Andrzej Draguła podkreśla, że Bóg nieustannie nas poszukuje.
Krzysztof Król: „Syn marnotrawny. Biografia ocalenia” – to najnowsza książka Księdza. Dlaczego akurat ta opowieść? Wydaje się, że już chyba wszystko na ten temat napisano.
ks. Andrzej Draguła: To prawda, że jest to chyba najczęściej komentowana przypowieść. Nazywana jest „ewangelią w Ewangelii”, ponieważ dotyczy istoty naszej wiary, a więc zbawienia, jakie Bóg okazuje nam przez swoje miłosierdzie.
Przypuszczam, że każdy z nas niejednokrotnie myślał o sobie jako o synu marnotrawnym, a więc kimś, kto odszedł od Boga, a następnie do Niego powrócił bądź myśli o powrocie. Chciałem pokazać nieco inną perspektywę: że Bóg nieustannie nas poszukuje. Owszem, bohaterem jest syn marnotrawny, ale – jeśli można tak powiedzieć – teologiczny punkt ciężkości tej historii chciałem przenieść na postać ojca. Poza tym chciałem podejść do tego tekstu bez wstępnych oczywistości. Pisałem tę książkę, zakładając, że dopiero dowiem się, co jest w tej przypowieści, a nie – że już wiem.
A z drugiej strony wokół tych najbardziej znanych fragmentów łatwo narastają stereotypy. Tak jest też w tym przypadku?
Moim zdaniem najbardziej stereotypowe są interpretacje momentu odejścia syna od ojca. Niejednokrotnie słyszałem, że młodszy syn swoją decyzją dokonał symbolicznego mordu na ojcu, ponieważ nie miał prawa żądać majątku za życia. Ta interpretacja nie wytrzymuje krytyki. Jest wiele świadectw mówiących o tym, że był to los niejednego z synów żydowskich, którzy udawali się na emigrację. Tak właśnie powstawała diaspora żydowska. Po drugie, fakt, że „żył rozrzutnie”, nie znaczy wcale, iż wyruszył z domu z taką motywacją. Poza tym często zakładamy, że była to idealna rodzina. A co jeśli był to dom o zaburzonych relacjach międzyludzkich? To przypowieść, a nie alegoria, w której ojciec jest Bogiem. Ojciec nic nie mówi w momencie odejścia syna. Odzywa się dopiero na jego powitanie. Może on też potrzebował nawrócenia?
Jak więc czyta Ksiądz tę przypowieść?
Można robić to na wielu płaszczyznach, na przykład psychologicznej – jako historię człowieka, który wyrusza z domu, aby odnaleźć samego siebie, czy duchowej – jako dzieje grzechu i nawrócenia. Ale także – i ta perspektywa najbardziej mnie interesuje – jako model zbawienia. Kluczem do zrozumienia tej historii jest greckie słowo asotos, które najczęściej tłumaczone jest jako „rozrzutnie”, a dokładnie znaczy „przeciwko własnemu zbawieniu”. Tak właśnie żył syn marnotrawny w dalekich krajach. Jest to więc historia ludzkiej autodestrukcji, dotknięcia egzystencjalnego dna, czego obrazem jest oczywiście wypasanie świń, uważanych przez Żydów za zwierzęta nieczyste. Ojcowie Kościoła widzieli w świniach demony. Jest to także historia o ludzkiej niedoskonałości nawrócenia. Czy syn wrócił powodowany miłością do ojca czy po prostu świadomością, że w domu się nie głoduje? To nie miłość sprowadziła go do domu, ale głód. Poza tym on chce zostać płatnym najemnikiem. Często sami próbujemy wykupić się z grzechów, jednak usynowić nas może z powrotem tylko Bóg.
W tytule czytamy „Biografia ocalenia”. Czy ocalenie to słowo klucz do rozumienia tej Ewangelii?
Oczywiście, można by napisać równie dobrze „Biografia zbawienia”, ale zbawienie jest bardzo steologizowanym pojęciem, a w konsekwencji mało zrozumiałym. To są nie tylko dzieje autodestrukcji, ale także historia ocalenia. Ocalenie wiąże się z pojęciem całości. Czasami mówimy o kimś, że „jest cały i zdrowy”. Czy myślimy wtedy wyłącznie o fizyczności? Myślę, że nie. Ocalenie ma więcej wymiarów niż zbawienie i dla współczesnego czytelnika jest ono bardziej zrozumiałe. W tej narracji ojciec ocalił młodszego syna, przynajmniej na tym etapie historii. Bo czy wiemy, co będzie dalej i jaki będzie los starszego syna? Czy ocali ich obu? Czy ocali ich na zawsze?
A dziś, gdy kryzys w Kościele jest namacalny, jakie przesłanie niesie nam ta Ewangelia?
Jak wiemy, w przypowieści nie ma postaci matki. Bardzo spodobała mi się jedna z interpretacji tego braku. Otóż matką jest Kościół, który nieustannie pamięta w modlitwie o swoich dzieciach, Kościół, który woła: „Spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu”. Papież Franciszek często mówi o kobiecości, matczyności czy macierzyńskości Kościoła. Na synów marnotrawnych czeka w progu nie tylko ojciec, w którym widzimy Boga, ale i matka, czyli Kościół. Bardzo lubię jeden z obrazów ukazujących powrót syna. Naprzeciw niego wybiega nie tylko ojciec, ale też matka.• krzysztof.krol@gosc.pl
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się