Nowy numer 23/2023 Archiwum

Styk podróży z historią

Trwa podróżniczy projekt JednoŚladami Andersa, którego trasa liczy 15 tysięcy kilometrów. W jednym z etapów, na przełomie roku, wziął udział zielonogórzanin.

Projekt to sztafeta rowerowa szlakiem armii gen. Władysława Andersa, która zaczęła się formować w 1941 roku. Pierwszy etap, z Kazachstanu do Uzbekistanu, przemierzył Bartłomiej Walkowski, komendant Chorągwi Ziemi Lubuskiej Związku Harcerstwa Polskiego. – Projekt rozpoczął się w 2022 roku serią akcji upamiętniających wydarzenia sprzed 80 lat, a sama sztafeta wystartowała w listopadzie 2022 roku. W maju ma dotrzeć na obchody rocznicy bitwy pod Monte Cassino i zakończyć w lipcu w Edynburgu – wyjaśnia harcerz.

Pielęgnowanie patriotyzmu

Rowerzystom nie towarzyszy auto serwisowe. Każdy wiezie ze sobą wszystko na swoim rowerze. Uczestnicy wyprawy, w której wziął udział Bartłomiej Walkowski, przygotowywali się do drogi indywidualnie, bo pochodzą z różnych rejonów naszego kraju. – Jeździliśmy dużo na rowerach, pracowaliśmy nad sprawnością fizyczną. Przed samym wyjazdem spotkaliśmy się na weekend na Kaszubach, aby przejechać testowo zadany odcinek trasy. Tak naprawdę właśnie od tego momentu zaczęła się nasza wspólna przygoda – wyjaśnia Bartłomiej. – W naszym etapie sztafety uczestniczyło pięć osób. Mieszkamy w Zielonej Górze, Łodzi, Krakowie i Płocku. Wszyscy jesteśmy harcerzami, co z pewnością pomogło nam się spotkać w ramach tego projektu, którego głównym celem jest pielęgnowanie patriotyzmu – dodaje.

Uczestników sztafety łączą dwa elementy. – Po pierwsze chęć poznania z bliska historii i uczczenie pamięci o żołnierzach armii gen. Andersa. Po drugie każdy z nas lubi nietypowe podróże, a wyprawa rowerowa nie należy do standardowych wypadów urlopowych – mówi harcerz. – Do tej pory zakończyły się cztery etapy. Wiodły przez Kazachstan, Uzbekistan i Iran, a obecnie trwa piąty, który dalej przebiega przez Iran. Przygód na trasie nie brakuje, bo są przebite dętki, pęknięte szprychy i patrole policji sprawdzającej między innymi cel naszej wizyty. Mimo wszystko do tej pory wyprawa przebiega bez większych przeszkód i mam nadzieję, że tak pozostanie – dodaje.

Gość w dom

W pamięci zapisało się mnóstwo momentów, choć nie zawsze są to miłe wspomnienia. – Pierwszym było zobaczenie, jak bardzo człowiek potrafi zniszczyć przyrodę. Mam na myśli Jezioro Aralskie, które wskutek ingerencji człowieka zajmuje dzisiaj dosłownie 25 proc. pierwotnej powierzchni i mimo usilnych prób naprawy tej sytuacji nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek powróci ono do pierwotnego kształtu – mówi z nieukrywanym smutkiem zielonogórzanin.

Niezapomniana była też podróż pociągiem z Szymkentu (miasto na południowych krańcach Kazachstanu) do Astany, stolicy Kazachstanu. – Pociąg jest złożony z wagonów, w których od samego początku do końca są łóżka. Mam wrażenie, że konstruktorom dużo bardziej niż na komforcie zależało na ilości leżanek, bo tych z pewnością nie brakowało – uśmiecha się Bartłomiej. – To jednak nie jest najgorsze, bo w takiej podróży najbardziej męczy 30-stopniowy upał w wagonie. Jego szef powiedział, że nie może zmniejszyć temperatury choćby o 5 stopni, bo… zamarznie wagon. Od razu przypomnieliśmy sobie, że przecież to zimowy Kazachstan i że na zewnątrz jest 20 stopni mrozu – dodaje.

Zielonogórzanin na pewno zapamięta gościnność Kazachów. Gdziekolwiek rowerzyści się pojawiali, zawsze mogli liczyć na ich pomoc. – Wskazywali nam miejsce, gdzie możemy coś zjeść, pomagali znaleźć sklep, a czasami nocleg. Kilkukrotnie sami przyjmowali nas do swoich domów, dawali wikt i opierunek. Powiedzenie: „Gość w dom, Bóg w dom” mieliśmy okazję sprawdzić w praktyce – podkreśla Bartłomiej. – Kolejną sprawą, która utkwiła mi w pamięci, jest ogromna wartość rodziny. Spędzając kilkanaście godzin pod jednym dachem z kilkoma rodzinami, można dostrzec w nich ogromną miłość, ciepło, które z pewnością sprawiają, że całe rodziny są szczęśliwe i czują się ze sobą bardzo dobrze – dodaje.

Rowerem pod wiatr

Zimowa wyprawa na rowerach to nie lada wyzwanie logistyczne, kondycyjne i umysłowe. – Nie jest bowiem łatwo jechać przez tydzień pod wiatr, który w znaczący sposób zmienia nasze plany – wspomina. – Ponadto brak alternatywnych tras sprawił, że przez pierwszych kilka dni musieliśmy jechać drogą międzynarodową, na której panował ogromny ruch – dodaje.

To właśnie w Kazachstanie Bartłomiej Walkowski spędził Boże Narodzenie i Nowy Rok. – Te święta każdy z nas zapamięta na długie lata, bo spędziliśmy je z dala od rodziny, za to w iście wielokulturowym towarzystwie – zauważa harcerz. – Wigilię i pierwszy dzień świąt spędzaliśmy w katolickiej parafii w Szymkencie (a warto podkreślić, że blisko 93 proc. Kazachów to wyznawcy islamu). Proboszczem jest tam Argentyńczyk, drugi ksiądz pochodzi z Włoch, a siostry zakonne są z USA, Ukrainy i Tadżykistanu. Podczas kolacji wigilijnej na stołach pojawiły się potrawy, których nie zobaczylibyśmy w naszych polskich domach, np. pieczony kurczak z ziemniakami. Nowy Rok witaliśmy zaś w parafii katolickiej w Taszkiencie, stolicy Uzbekistanu, gdzie posługują polscy franciszkanie, a wszystkie siostry zakonne są również naszymi rodaczkami. Czuliśmy się więc niemal jak u siebie w domu – dodaje.

Niemożliwe nie istnieje

Dla zielonogórzanina wyprawa się nie zakończyła. – Przed nami teraz wizyty w różnych miejscach i prelekcje podsumowujące wyprawę. Już mamy zaproszenie na jeden z festiwali podróżniczych, ale planujemy pojawić się także w kilku miejscach województwa lubuskiego. Chcemy podzielić się naszymi wspomnieniami i być może zarazić kogoś chęcią poznawania świata w taki sposób – wyjaśnia komendant.

Wartością są też zawarte znajomości. – Wróciłem z kontaktami do osób w Kazachstanie i Uzbekistanie, a wiem, że jeszcze sporo miejsc pozostało do odwiedzenia. Wyprawa pokazała mi, że niemożliwe nie istnieje. Gdyby ktokolwiek zapytał mnie jeszcze dwa lata temu, czy pojadę zimą rowerem przez Kazachstan, to bez najmniejszego wahania odpowiedziałbym, że absolutnie nie! A dziś ta niesamowita przygoda jest już za mną. Przemierzanie kazachskich stepów rowerem, ze świadomością, że w latach 40. XX w. trasę tę pieszo pokonywała armia Andersa, sprawia, że człowiek nie może obok tego przejść obojętnie – dodaje.

Etap kazachski to historia, ale trwają kolejne etapy i wciąż chętni mogą dołączyć. – Można to śledzić na profilu wyprawy na Facebooku. Wystarczy wpisać „Bike Jamboree”, a znajdziemy informacje o wolnych miejscach – wyjaśnia Bartłomiej Walkowski. – Zachęcam do zaobserwowania profilu i czytania na bieżąco o przygodach podczas następnych etapów wyprawy. Tam także pojawiają się informacje o zrzutkach, przez które można wesprzeć kolejne ekipy. Można także wpłacić darowiznę na rzecz fundacji, która pokrywa koszty projektu – dodaje.

Harcerskie wyzwanie

Zapewne nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie harcerstwo. Dla zielonogórzanina to wciąż szkoła życia. – Mimo że w ZHP jestem już od kilkunastu lat, każdego dnia uczę się czegoś nowego albo udoskonalam dotychczas zdobyte umiejętności – podkreśla. – Obecnie kieruję harcerstwem na poziomie województwa i jest to dla mnie ogromne wyzwanie, aby zapewnić wszystkim jednostkom w całym województwie odpowiednie wsparcie. Harcerstwo oprócz wspaniałych przyjaźni daje mi ogromne pole do rozwoju, a to z kolei sprawia, że z dnia na dzień staję się jeszcze lepszym człowiekiem.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast