Jest raczej mała i niepozorna, a do tego z recyklingu, bo po byłym hotelu robotniczym. Daleko jej do strzelistych i rozłożystych katedr, a przez miejscowych jest czule nazywana „naszą Betlejemką”.
Zielonogórska parafia pod wezwaniem św. Stanisława Kostki, mimo że właściwie nie ma na to warunków – albo może właśnie dlatego – dostała się do tegorocznego finału ogólnopolskiego konkursu Aktywna Parafia.
Choć parafia i budynek są niewielkie, to miejsca w nich, jak się okazuje, starczy dla każdego. Wiem, bo sama od wielu lat przy tej parafii jestem, i gdybym miała określić to miejsce jednym słowem, to zdecydowanie brzmiałoby ono: „dom”. Kostka jest domem nie tylko dla mnie, ale też dla wielu przeróżnych ludzi, z gospodarzami – księżmi na czele. Dlaczego? Według mnie dlatego, że tu w praktyce realizuje się myśl zaginionego kilka lat temu ks. Grzywocza, iż dziś miejscem wcielenia Jezusa, Emmanuela – Boga z nami, są relacje, że to w nich i przez nie objawia się Bóg. Czy to znaczy, że jest tylko sielanka w tych relacjach? Zdecydowanie nie. I właśnie dlatego mogą być autentyczne – nie muszą być idealne. Jak w domu – jest różnie, ale nad wszystkim jest miłość. Nie wiemy, czy Kostka wygra ten konkurs, ale pewnie nie o to do końca chodzi, bo przecież dużo ważniejsze od wyróżnień jest codzienne doświadczenie życia. A pisząc ten tekst, szczerze mam nadzieję, że niejeden, czytając, pomyśli: „I co to takiego wielkiego? U nas w parafii też mam kawałek swojego domu”. Oby. Oby takich domów było wiele – ze swoją specyfiką, charakterem, charyzmatem, ale domów. To jest moje własne miejsce w Kościele.•