Ich drogi do Kościoła były totalnie różne. Dziś nie wyobrażają sobie życia bez niego. A ten domowy budują na skale.
Lucyna i Łukasz Jasiochowie są małżeństwem od 11 lat i mają dwoje dzieci. Wciąż szczęśliwi i zakochani, choć łatwo nie było i nie jest. Przekonali się jednak, że z Bogiem drogi, wydające się nawet bardzo kręte, stają się proste. – Moja rodzina nie dała mi przykładu wiary. Tata odszedł, gdy byłam małą dziewczynką, mama załamała się po rozwodzie i od tamtego czasu do kościoła chodziliśmy tylko poświęcić koszyczek wielkanocny i zobaczyć szopkę bożonarodzeniową. Nie było codziennej modlitwy, oddawania Bogu swoich trosk – opowiada Lucyna. U Łukasza było inaczej: – Wychowałem się w rodzinie katolickiej. Moi rodzice należeli do Domowego Kościoła, uczestniczyli nie tylko w Eucharystii w niedziele, ale też w dni powszednie. Byłem ministrantem, lektorem i ceremoniarzem. Zetknąłem się też z Ruchem Światło–Życie – wspomina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.