Biskup Tadeusz Lityński powołał Diecezjalny Ośrodek Formacji Diakonów Stałych. Kandydaci do diakonatu stałego już nie będą musieli jeździć do Opola czy innych diecezji, by się formować.
W naszej posługuje dwóch diakonów stałych, jeden pochodzi ze Słubic, drugi z Zielonej Góry. Zgłaszają się kolejni chętni. Od tego, jak rozumiemy ich posługę, zależy, ilu ich będzie. Przede wszystkim musimy się nauczyć definiować ich funkcję w Kościele pozytywnie. Niestety, często w teologii, w prawie kanonicznym oraz w praktyce kościelnej dominują definicje negatywne. Przykład? Świecki to nieduchowny. I choć jest to określenie logiczne, to w jakimś sensie uwłaczające świeckiemu, który musi się definiować w opozycji do księdza. A przecież można go zdefiniować pozytywnie: świecki to ten, kto swoje powołanie realizuje pośród świata, zajmując się sprawami świeckimi. Podobnie jest z diakonem stałym. Najczęściej słyszę, że diakon stały to taki ksiądz, który nie może odprawiać Mszy św. oraz spowiadać. I wciąż definiujemy go przez „nie”, zamiast przez „tak”. Kim jest więc stały diakon? Przede wszystkim ma on swoje własne powołanie, które jest odmienne od powołania kapłańskiego. Ustanawia się go dla posługi, a nie dla kapłaństwa. Jeśli kapłan spełnia swoją funkcję in persona Christi capitis, czyli „w osobie Chrystusa Głowy” Kościoła, to diakon stały pełni ją in persona Christi servi, czyli „w osobie Chrystusa sługi” w Kościele. Święcenia uzdalniają go do służby Słowu, Eucharystii i miłości miłosiernej, czyli caritas. Ilu potrzeba nam diakonów? Mnóstwo. Jak najwięcej. I nie ma to nic wspólnego z kryzysem powołań do kapłaństwa. Diakon stały to nie ksiądz. Ksiądz to nie diakon stały. Każdy ma swoją robotę. I żadnemu z nich jej nie zabraknie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.