Wpowietrzu powoli unosi się listopad – zapach pokładającej się trawy, szelest spadających liści, smak grzybów i zupy dyniowej – a wraz z tym wszystkim lekka zaduma. Lubię listopad.
Lubię jego początek nie tylko dlatego, że mam urodziny, ale też ze względu na uroczystość Wszystkich Świętych i Zaduszki. Lubię ten czas pamięci o ogłoszonych przez Kościół świętych i błogosławionych, ale też o naszych osobistych, prywatnych świętych, którzy żyli blisko nas. Znałam jedną świętą. Osobiście. Miała na imię Marianna. Cała składała się z miłości i czułości. Do dziś jestem przekonana, że w lewej kieszeni kwiecistego fartucha trzymała aureolę, a w prawej skrzydła, ale nie wyjmowała ich przez skromność. Miała ciepłe, szorstkie dłonie i hojne, bezinteresowne serce. Patrzyła i słuchała z uwagą. Mówiła łagodnie, ale stanowczo. Pachniała plackiem drożdżowym. Była moją babcią. Taka żyje w mojej pamięci. We Wszystkich Świętych i Zaduszki szukam w sobie śladów tych ludzi, którzy mnie jakoś sobą naznaczyli. Nie do końca ma dla mnie znaczenie to, czy znałam ich osobiście, jak babcię Manię, czy po wiekach czytam o nich, jak o św. Teresie z Ávili – ważne jest to, czego doświadczyło moje serce w spotkaniach z nimi. Mimo że odeszli, w jakimś sensie są nadal blisko poprzez to, czego mnie uczą, do czego inspirują. Różnie spotkania nas znaczą – jedne czułością, inne bliznami. Jedne chowamy jak skarby, inne opatrujemy jak rany. Wszystkie są częścią życia. A kogo ty wspominasz tej jesieni? Czyje życie jest dla ciebie inspiracją i w jakim obszarze? Może warto dać sobie chwilę takiej refleksji, wypisując wypominkowe kartki i zapalając znicze?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.