Prawie 200 osób 31 lipca wyruszyło z Gorzowa na Jasną Górę. Przed nimi 420 km. Zanim jednak na dobre wyruszyli drogę, spotkali się z biskupami na modlitwie w Santoku, gdzie zainspirowali się św. Ottonem z Bambergu.
Dlaczego w tym roku to właśnie w Santoku zdecydowano się odprawić inaugurującą Mszę św., a nie jak zawsze w katedrze? O tym kierownik pielgrzymki - ks. Krzysztof Kolanowski:
Kierownik pielgrzymki o tegorocznej drodze na Jasną Górę
Mszy św. w santockim kościele przewodniczył bp Tadeusz Lityński, a homilię wygłosił bp Adrian Put, który na wstępie odniósł się do pierwszego czytania o nawróceniu i rozpaczy proroka Jeremiasza. – To moment wielkiego kryzysu proroka. Już próbował słowo Boże głosić – mówił biskup. – Ale widzi, że to idzie jak po grudzie. Próbuje raz, próbuje drugi. Jest nie słuchany, jest odrzucany, jest sponiewierany, nawet pobity. To moment jego największego kryzysu – dodaje.
Biskup zwrócił uwagę na słowa, które Bóg mówi do Jeremiasza: „Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz czynić to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami”. Kaznodzieja zauważył również, że my, ludzie wierzący – podobnie jak prorok Jeremiasz – lubimy sobie ponarzekać na świat wokół nas. – Wypowiadamy różne słowa naszymi ustami, ale czy są to słowa, czy są to usta Boga? Jeremiasz też narzekał, też się wkurzał – zauważył biskup. – A Bóg mówi, jak się nawrócisz i będziesz robił tego, czego ja od Ciebie żądam, to dopiero wtedy będziesz moim ustami – dodaje.
Santok jest kontekstem tego słowa, ponieważ tu miały miejsce trzy ważne wydarzenia dla naszego terenu i za każdym razem chodziło głoszenie Ewangelii. – Zanim powstał pobliski Gorzów, to tu po drugiej stronie tej rzeki był kościół św. Andrzeja. Była to świątynia prepozyturalna. Prepozytura to taki początek kapituły. Był prepozyt, jego współpracownicy czyli kilku kapłanów: dwóch lub trzech. Ich zadaniem było głosić Ewangelię na tym terenie – wyjaśniał biskup pomocniczy. – Ewangelia zapuściła tu korzenie. Musieli mieć w sobie coś takiego, co spowodowało, że stali się ustami Boga. Gdyby tylko narzekali i gdyby z ich ust wychodziło tylko i wyłącznie narzekanie pewnie nic by z tego nie wyszło – dodał.
Biskup podkreślił, że Santok jest ważny jeszcze z innego powodu. – Tu miało miejsce objawienie św. Wojciecha. Patron Polski właśnie tu się objawił. Na tych wzgórzach miała go zobaczyć duża rzesza ludzi – podkreślił bp Put.
Trzecim ważnym wydarzeniem było przybycie tu św. Ottona, który świetnie znał język polski i nasze uwarunkowania. – Przybywa do Polski bo udało się przywrócić naszemu krajowi ziemię Pomorza, jak my to dzisiaj mówimy Pomorza Zachodniego. Najpierw Bernard Hiszpan próbował tam głosić Ewangelię to go wygonili. Potrzebny był ktoś, kto nie tylko będzie mądry, ale też ktoś, kto znajdzie właściwą metodę, aby dumnym mieszkańcom Pomorza, bogatym ludziom, ogłosić Ewangelię – zauważył bp Put.
Jego postawa charakteryzowała się niesamowitą mądrością do ludzi do których przychodził. Kaznodzieja przypominał o ewangelizacyjnych działaniach Ottona m.in. w Stargardzie, Pyrzycach czy Kamieniu Pomorskim – Otton był mądry. On wiedział jak to robić i jak z ludźmi rozmawiać. Miał swoją właściwą metodę – dodaje. – Przemawiał do nich w takich sposób, że ta Ewangelia nie była dla nich, ani przykra, ani odrzucająca, ani obca. Święty Otton był po ludzku i po Bożemu mądry. Wiedział jak Ewangelię przekazywać i tak Pomorze stało się chrześcijańskie – mówił biskup. – Co to dla nas dzisiaj znaczy? Dlaczego to miejsce, dlaczego ten kontekst i dlaczego to słowo Boże? Czy jest szansa, że staniemy się dla naszej współczesnej diecezji ustami Boga, aby przekazywać Ewangelię? Robić to tak, żeby nie była przykra, żeby nie była dzieląca, żeby nie była odrzucająca? – pytał biskup pomocniczy.
Na zakończenie bp Adrian Put odwołał się do przypowieści o siewcy. – Rolą jest świat. Taki jaki jest! Nie ma innej roli. Nie posiejemy ziarna w idealne miejsca – podkreślił biskup. – Żeby ziarno wzrosło i wydało plon trzeba je posiać w świat, taki jaki on jest. Może czasami śmierdzi, może czasami jest trudno, ale może to jest nawóz dla tego świata. Jeśli po tej pielgrzymce uda się, że staniemy się ustami Boga i zaczniemy przekazywać Ewangelię tak, aby inni się nią zafascynowali, to już będzie bardzo wiele. Może nie będziemy mieli takich osiągnięć jak św. Otton: 7, 10, 22 tys. nawróconych, ale na pewno uda nam się kogoś Ewangelią zachwycić – dodał.
Jak co roku w drodze do Czarnej Madonny można było spotkać rodziny. Wiele z nich poszło podziękować za miniony rok i prosić o potrzebne łaski na następny. – Ja idę po raz czwarty, a moje dziewczyny: żona i córka po raz piąty – wyjaśnia Patryk Rzepecki z Gorzowa Wlkp., który zapytany dlaczego idzie w pielgrzymce odpowiada: – To jest trudne do wytłumaczenia. Człowieka coś tu przyciąga. To z jednej bardzo trudny fizycznie czas, a z drugiej człowiek tu psychicznie wypoczywa. To fenomen! A jak tylko dochodzimy na Jasną Górę, to myśli się już o kolejnej.
A tak było na pierwszym etapie dzisiejszej wędrówki:
Gorzowska pielgrzymka na Jasną Górę