Od lat mnie koi, dobrze na mnie wpływa – lubię spędzać przy niej i w niej wolny, wakacyjny czas. Ma dla mnie dużo odniesień do duchowości – jej obraz i natura pomagają mi wewnętrznie zejść głębiej, niżej, do własnego źródła. Woda. Tymczasem przez tych kilka wrześniowych dni jesteśmy świadkami tego, jak potężny jest to żywioł... Powódź. Wracają, jak żywe, sceny z 1997 roku. Patrzę na kolejne zdjęcia i relacje, myślę o fali bezradności, która płynie razem z wodą – ogromna siła nie do zatrzymania zabiera ludziom i zwierzętom rzeczy, domy i poczucie bezpieczeństwa. Z odległości przecież, bo Zielonej Górze niewiele zagraża, szukam dla siebie i innych światełek nadziei – historii o uratowanych zwierzakach, ocalonym życiu, dobytku, ale też o wsparciu, które rusza coraz wyraźniej wraz z opadającą wodą. Straty są przecież ogromne. Ruszają zrzutki pieniężne, zbiórki materialne, wolontariaty – siatka pomocy. Pojedynczo to pewnie niewiele, ale nawet ocean składa się przecież z kropli, a z naszych ciepłych kanap i foteli obok dobrych myśli i modlitw to pieniądze i rzeczy mogą być gestem solidarności z poszkodowanymi. Warto może przy tej okazji przypomnieć sobie prostą regułę, że tam, gdzie towarzyszą nam wysokie emocje, dobrze jest do decydowania i działania zaprosić też rozsądek i wspierać te organizacje, które są sprawdzone, mają doświadczenie w realnym pomaganiu, które znamy albo przynajmniej są rekomendowane przez tych, których znamy. Zupełnie nie chodzi o jakąś obsesyjną kontrolę, bo przecież do życia potrzebujemy pewnego poziomu zaufania społecznego, ale z drugiej strony warto pomagać mądrze. Po prostu. Zbiórkę organizują choćby z Caritas Polska czy Fundacja Sióstr św. Dominika – te znam, polecam. Znajdź swoje przestrzenie i pomagaj. Warto.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.