Lubię październik z jego delikatną monotonią – od wakacji trochę już minęło, do świąt jeszcze kawałek, uczniowie od miesiąca w szkołach i nawet studenci wrócili już na zajęcia. Codzienność w czystej postaci.
Lekko szara, jak pogoda za oknem, bo jesień w tym roku póki co nas nie rozpieszcza. I właśnie w takim zwykłym październiku Kościół zaprasza nas do Różańca. Lubię myśleć, że to dlatego, bo i ta modlitwa ma swoją świętą monotonię. Koraliki przesuwane rytmicznie jak tykanie zegara uświęcają dwie być może najważniejsze chwile w życiu – teraz i w godzinę śmierci. Codzienność, która kiedyś przejdzie w wieczność. Wdech, wzięty tutaj, i wydech, który będzie już po drugiej stronie życia. Niejako na potwierdzenie tego, gdy kończy się miesiąc różańcowy, listopad zaczyna się uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym. Różaniec staje się wtedy mostem łączącym te dwie chwile – obecną i momentu śmierci. Przejście po najlepszym z mostów, któremu na imię Maryja. Dlatego Różaniec w swojej monotonii to też wołanie, które czasami aż za dobrze zna każda matka: mamo, mamo, mamo, mamo, i tak w kółko, każdego dnia i o wszystko – święta cierpliwość. Święta, codzienna Obecność. Zwyczajnie niezwyczajna. Nie wiem, czy znasz się z Różańcem, czy nie, ale październik to niezły moment, żeby po niego sięgnąć. W tej modlitwie nie ma zaawansowanych – wszyscy doświadczamy jej monotonii, a jednoczenie ma moc przeprowadzania nas przez życie chwila po chwili. Sprawdź, kiedy jest w Twojej parafii – razem łatwiej zacząć i łatwiej trwać...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.