Zawsze najbardziej ujmowały mnie tradycyjne realizacje szopki bożonarodzeniowej, takie ze statycznymi figurami, sianem, strzechą nad stajenką, która była umieszczona czy to w grocie, czy w jakimś leśnym kontekście.
W środku Święta Rodzina, pasterze, wół, osioł, owce, a nad nią betlejemska gwiazda. Później dostawieni jeszcze Trzej Królowie (Magowie). Kiedy już zostałem ojcem, rodzinnie odwiedzaliśmy szopki „ruchome” albo „żywe”, zwłaszcza te przygotowywane przez braci franciszkanów, choćby we Wschowie czy Nowej Soli. Były to szczególne przeżycia dla dzieci, ale też dorosłych, gdyż w oczywisty sposób szopka z żywymi zwierzętami, z ich obecnością, odgłosami, wonią przybliżała jeszcze bardziej realia narodzin Pana w stajni. Uważam, że przygotowywanie żłóbka (bądź jeśli jest gotowy, umieszczanie go np. przy domowej choince) i przypominanie treści, jakie ze sobą niesie – a dodajmy, że znaczenie w niej ma prawie wszystko, i postacie, i zwierzęta – to po prostu ważny element naszej chrześcijańskiej tradycji. Również dziś. Kard. Joseph Ratzinger napisał kiedyś: „Ustawiając przy żłóbku stare, dobrze nam znane figury, powinniśmy prosić Boga, aby nam dał prostotę serca, która w dziecku odnajduje Pana – jak kiedyś Franciszek w Greccio. Wówczas może się spełnić i na nas to, że każdy wróci do domu pełen radości”*.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.