W zielonogórskich mediach społecznościowych i na prywatnych profilach widzę coraz więcej postów o rzekomym zagrożeniu ze strony nielegalnych emigrantów. Najczęściej mają to być jacyś Somalijczycy. Nikogo takiego w Zielonej Górze nie widziałem, co oczywiście żadnym dowodem nie jest, że ich nie ma. Dowodem na zagrożenie nie jest jednak także fakt, że ktoś widział pojedyncze osoby czy też grupy osób identyfikowane jako nielegalni emigranci: wskazują na to kolor skóry, niedbały ubiór, dziwne zachowanie. To nie są obcokrajowcy, którzy mieszkają w Zielonej Górze, pracują tutaj i już się zadomowili. Ale nie znaczy, że z definicji mają złe zamiary. Trzeba się przyzwyczaić do myśli, że osób pochodzących z innych krajów także w Zielonej Górze będzie coraz więcej. Jedni będą się lepiej adaptować, inni mniej. Wszystko zależy od tego, kto, skąd, z jakiego powodu i z jakimi zamiarami przybywa do Polski. Zdarzało się, że i my przekraczaliśmy nielegalnie tę czy inną granicę. Nikt nie porzuca własnego domu bezzasadnie. Coś tych ludzi pcha, by przemierzać setki tysięcy kilometrów, pokonywać kolejne granice w drodze do jakiegoś wymarzonego raju. Zresztą, kto by do niego nie chciał? Oczywiście, państwo ma obowiązek chronić swoich obywateli przed potencjalnym zagrożeniem. Ale nikt nie ma praw wzbudzać uprzedniej niechęci i generować lęków tam, gdzie żadnego zagrożenia nie ma.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.