Na wakacyjnych szlakach wpadła mi w ręce książka – niezbyt duża i o ciekawym podtytule: „Cicha bohaterka”. Z zaciekawieniem zerknęłam do niej i tak poznałam s. Marię Iwonę Król – elżbietankę ze Wschowy.
Czytałam o zakonnicy, która cichą obecnością, gorliwością, życzliwością, ale i odwagą wypełniała codzienność swoją i innych ludzi, którzy byli blisko niej, a łagodnymi słowami i czynami budowała mosty zamiast murów, w niełatwej rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Nie afiszowała się, a jednak udawało się jej tworzyć dookoła siebie bezpieczną przystań – miała w sobie coś z ogrodnika, który bez słowa, ale skutecznie pielęgnuje ogród. Ona podobnie postępowała z powierzonymi jej zadaniami i osobami. We Wschowie, w której spędziła większość swojego zakonnego życia, stała się symbolem prostoty, autentyczności i dobroci. Mnie bardzo przejmują też jej wojenna i powojenna odwaga oraz wolność, z którą działała. Czytałam o kobiecie zintegrowanej, która łączy w sobie siłę oraz słabość, cierpienie i radość, dni i noce życia, która, gdy trzeba – stawia opór wrogom, a gdy zagrożenie mija – bez kłopotu wtapia się w „nudną” codzienność i uświęca ją. Może jak ja chwilę temu, nie znasz jeszcze s. Iwony, więc z serca polecam znajomość z nią i jej świętą, cichą obecnością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł