Zacznę od chyba dość banalnego stwierdzenia, że nowoczesna technika związana z „elektroniką” (niech inżynierowie w tym miejscu wybaczą mi takie uogólnienia) nie ominęła również kościołów. Z wczesnej młodości w mojej pamięci utkwiły zwłaszcza specyficzne brzmienia organów elektronicznych, które dziś pewnie określilibyśmy po prostu jako „keyboardy”, a które znalazły – mniej lub bardziej uzasadnione i trwałe – zastosowanie w obiektach sakralnych. Bez wątpienia wrażenie zrobiły też na mnie chociażby elektroniczne „dzwony”, które skutecznie zastąpiły w niejednym miejscu te prawdziwe. Swego czasu w Głogowie na Starym Mieście ich wygenerowany dźwięk i melodie, oprócz religijnego kontekstu, niejako artystycznie dopełniały tę odbudowywaną i ożywianą najstarszą dzielnicę. Ostatnio zaś poruszyło mnie wykorzystanie najnowszych zdobyczy technicznych w trakcie ceremonii pogrzebowej, w której uczestniczyłem (dodam, że nie w naszej diecezji), gdzie oprawa muzyczna powiązana została wyjątkowo sprawnie z kolejnymi etapami liturgii. Działo się tak, gdyż – o ile dobrze zauważyłem – celebrans umiejętnie posługiwał się nowoczesnym sprzętem, zarządzając nim dyskretnie zdaje się z laptopa. Nawet w chwili osobistej modlitewnej zadumy zgromadzonym w kaplicy towarzyszyła „klimatyczna” kompozycja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł