Gdy kochamy Boga, nie ma rzeczy niemożliwych. Można nawet wyjechać do pracy w sierocińcu w Jerozolimie.
Smutek, pustka i absolutna bezradność opanowały panią Danutę po śmierci męża. – Byłam zaradną i odważna kobietą, ale gdy zmarł mój mąż, stałam się niedołężna. Miałam 64 lata, chodziłam do pracy, musiałam sobie radzić z wieloma problemami. Dostawałam ataków duszności, podnosiło mi się ciśnienie. Wydawało mi się, że umieram i wtedy wzywałam pogotowie. Przez te ataki ciągle ktoś musiał być przy mnie, najpierw córka, potem teściowa – opowiada Danuta Preisner.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.