Publikujemy homilię, którą wygłosił bp Tadeusz Lityński, biskup zielonogórsko-gorzowski, 13 sierpnia w zielonogórskiej konkatedrze podczas Mszy św. z udzieleniem święceń biskupich ks. Adrianowi Putowi.
Słowo Boże prowadzi nas dziś do zgłębienia tajemnicy Bożej miłości, szczególnie uobecnionej w znaku święceń biskupich. Stawia dziś przed nami postać proroka Izajasza. Dzisiejszy fragment jest już powoli zakończeniem jego misji, kiedy prorok doświadczył w swoim życiu nie tylko chwil pełnych dobra, triumfu miłości, ale i wielu porażek, zwątpień, nawet zagrożeń życia. Patrzy na to wszystko z perspektywy przemijalności życia i dostrzega najważniejszą prawdę: »Duch Pana jest nade mną«!
Jest nad nim Bóg, który nie tylko posłał do wymagających zadań: opatrywania serc złamanych, pocieszania, czynienia wolnymi, ale najpierw na to wszystko namaścił. Znak namaszczenia towarzyszy zawsze święceniom, ale jak tu dziś jesteśmy zgromadzeni, w tej zielonogórskiej konkatedrze - wszyscy zostaliśmy przecież przez Boga namaszczeni - w chwili chrztu, większość z nas także w sakramencie bierzmowania, wielu w sakramencie kapłaństwa.
Gdybyśmy popatrzyli na symbolikę oliwy, to na całym obszarze Morza Śródziemnego była ona wyrazem siły życia. Była lekarstwem przywracającym ciału siłę i spokój. Pismo święte w wielu momentach podkreśla radość z wyborności oliwy, która zalewa spalone słońcem, zmęczone, wycieńczone ciało i nagle znowu pozwala mu doświadczyć pełni radości i siły życia.
To pierwsze Słowo jest dziś szczególnym darem dla Ciebie, księże Adrianie. Zanim rozpoczniesz biskupią posługę, pozwól, aby - jak w sercu Izajasza, tak i Twoim właśnie - wykrzyczana została ta prawda: »Duch Pana Boga nade mną«! Jak pięknie to można wpisać właśnie w Twój herb biskupi, gdy w jego górnej części znajduje się symbol Chrystusa Zbawiciela - Baranek Boży z krzyżem i kielichem ofiarnym.
Bez otwarcia się na zwycięstwo zmartwychwstałej miłości, którą karmieni jesteśmy w Eucharystii, nie da się wejść w świat z posługą jej realizacji. Tę prawdę, że Bóg jest nad człowiekiem, podkreśli za chwilę jeden z gestów obrzędów święceń, którym jest nakładanie księgi Ewangelii na kandydata. Abp Józef Ratzinger, w przemówieniu podczas własnych święceń biskupich w 1977 r., odnosząc się do tego gestu, mówił tak: »W tym geście wyświęcony zostaje niejako przykryty księgą. Jego własna twarz znika pod słowem, które zostaje na niego nałożone. Ma to oznaczać: biskup nie działa we własnym imieniu, lecz jest powiernikiem Innego - Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła. Nie jest menadżerem, samozwańczym szefem, lecz pomocnikiem Boga, za którego ręczy. Nie jest po to, by propagować własne idee, lecz jest posłańcem przekazującym orędzie, które jest większe od niego«.
Wsłuchując się w te słowa późniejszego papieża, nie sposób przejść obojętnie obok pokory, która mu wówczas towarzyszyła. Pokory, która wobec wyzwań codzienności uruchamia jeszcze bardziej do otwartości na Bożego Ducha, na dary, które codziennie od Niego otrzymujemy. Każde ludzkie powołanie, a w nim i biskupia posługa, stają się silne i efektywne właśnie wówczas, gdy wynikają z woli Boga - woli nieraz niełatwej, wykraczającej poza naszą logikę.