O duszpasterstwie i życiu w czasie pandemii pisze dla nas ks. Hubert Relich, kapłan naszej diecezji od niedawna posługujący wśród szwajcarskiej Polonii.
W sklepach pojawia się coraz więcej pracowników, z mozołem wykładają na półki rozmaite produkty, które za chwile znikają. Zbliża się Wielki Tydzień. I oto, oby pierwszy z promieni zmartwychwstania… Episkopat szwajcarski udziela zezwolenia, ażeby od Niedzieli Palmowej do Wielkanocy włącznie w liturgii, poza kapłanem, uczestniczyło do czterech osób (decyzja władz państwowych mówi o zgromadzeniach ludzi w grupach do pięciu osób). Tęsknota za spotkaniem z Eucharystycznym Panem odchodzi do przeszłości.
W Marly, gdzie w Dniu Pańskim jest sprawowana jedna Msza św., w Niedzielę Palmową odprawialiśmy z ks. prof. Krzysztofem Wojtkiewiczem, rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Szwajcarii, dwie Msze św. niemal równocześnie. Nie wszyscy mieszkańcy Szwajcarii żyją sprawami wiary, a tym bardziej nie śledzą informacji tutejszego episkopatu, ale jedna z sąsiadek Polskiej Misji zauważyła „spory ruch” jak na czas rygoru. Postanowiła uwiecznić to na fotografii. A ponieważ były dwie grupy wiernych w tym czasie przebywających w jednym budynku, choć nie w jednym miejscu, trzeba było, jak w czasach konspiracji, opuszczać obiekt różnymi wyjściami, tak by czujna fotografka nie dodawała pracy i tak obciążonym stróżom prawa.
Determinacja i pragnienie uczestniczenia w Mszy św. u wielu naszych rodaków są tak imponujące, jak ich pomysłowość. Oto w pewnym miejscu, gdzie Polacy korzystają ze szwajcarskiego kościoła, tym razem prędko się zorganizowali i przygotowali mieszkanie na Mszę św. Obok stołu, który stał się ołtarzem, pojawiły się krzesła poustawiane ze starannie odmierzonymi odległościami dwóch metrów. Gospodarze zatroszczyli się, by każdy miał palmową gałązkę oraz płyn do dezynfekcji dłoni. Jedna z uczestniczek tej osobliwej liturgii zauważyła: „Co za czasy, że dziś osoba, od której czuć alkohol cieszy się zaufaniem”! Ta Msza św. przywiodła na myśl czasy starożytne, gdzie gromadzono się na „łamanie chleba”, czyli Eucharystię po domach. Nie było tylko agapy, a jedynie symboliczne wielkopostne apero, rzecz jasna z zachowaniem wskazań sanitarnych.