Obchody upamiętniające ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej odbyły się 4 października w łężyckim kościele pw. Matki Bożej Rokitniańskiej i na tamtejszym skwerze Kresowym.
Uroczystości rozpoczęły koncert pieśni patriotycznych i religijnych w wykonaniu zespołu wokalnego Nasza Łężyca w kościele pw. Matki Bożej Fatimskiej w Zielonej Górze-Łężycy oraz Msza św. w intencji ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego.
Liturgii przewodniczył ks. Zbigniew Dymitruk, diecezjalny kapelan Kresowian i Sybiraków, a homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski z Krakowa, historyk Kościoła i promotor upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu, który od 12 lat uczestniczy w zielonogórskich obchodach. - Nasza uroczystość od 12 lat jest przypomnieniem męczeństwa, ale także tradycji i kultury Kresów Wschodnich. Bez tej tradycji nie moglibyśmy zrozumieć naszej tożsamości, bo musielibyśmy wyrzucić Mickiewicza, Sienkiewicza, Słowackiego czy Herberta - mówił.
Kaznodzieja przypomniał też historię i współczesność Huty Pieniackiej, której pomordowanych mieszkańców będzie upamiętniać odsłonięta tego dnia tablica w łężyckim mauzoleum. - To była wielka polska wieś na Tarnopolszczyźnie, na tym skrawku Podola, który znalazł się w granicach Polski międzywojennej. Dziś na tym miejscu, gdzie zbrodni dokonali szowiniści ukraińscy z SS Galizien i Ukraińskiej Powstańczej Armii, nie ma praktycznie śladu. Zamiast domów, warsztatów i pól jest las. Jedynie dzięki ogromnym staraniom m.in. Stowarzyszenia "Huta Pieniacka" ze Wschowy pojawił się na miejscu zburzonego kościoła kamienny krzyż. Tutaj 28 lutego 1944 r. rozegrała się ogromna tragedia. Zginęli niewinni ludzie, którzy nikogo nie skrzywdzili - rolnicy, rzemieślnicy, autochtoni mieszkający tu od wielu wieków. Zostali wymordowani w straszny sposób. Do dziś, czytając relacje ocalałych, aż trudno uwierzyć, że takie barbarzyństwo mogło mieć miejsce, że brali w tym udział ludzie, który odwoływali się także do tradycji chrześcijańskiej - Cerkwi greckokatolickiej. Palono ludzi żywcem w stodołach, mordowano w tak straszny sposób, że trudno o tym mówić bez emocji - mówił ks. Isakowicz-Zaleski.
(obraz) |